Im bardziej się zbliżał do
jeziora, tym bardziej wyraźniejsza była jej sylwetka. Spostrzegł, iż miała na
sobie przewiewną, czerwoną sukienkę sięgająca jej do kolan. Był już pewny, że
to musiała być jego córka. Tylko dlaczego ona tutaj stoi, skoro pięć lat temu
widział, jak umierała podczas bitwy?
-Ty żyjesz – odezwał się.
Dziewczyna podskoczyła. Wszędzie
rozpozna głos swojego ojca. Ostrożnie odwróciła się w bok, a Severus był coraz
bliżej jeziora, obok którego stała. Zadrgała, gdy dostrzegła bardzo dobrze znany
jej wyraz twarzy Severusa Snape’a. Wiedziała, że będzie miała kłopoty.
Nie miała pojęcia co powiedzieć.
Odwróciła się w drugą stronę i miała zamiar uciec, jednakże silny uścisk na
ramieniu jej to uniemożliwił. W następnej sekundzie poczuła, jak… nie mogła
uwierzyć w to, że ją do siebie przytulił.
Jednakże po chwili, mężczyzna
odsunął ją od siebie na długość ramion.
-Gdzieś ty była?! Przez pięć lat
dziewczyny i matka rozpaczały, że nie żyjesz – warknął, nie ukrywając swojego
zdenerwowania.
-Byłam ciągle w Hogsmeade –
odpowiedziała krótko.
-Nie dawałaś znaku życia – warknął.
– Przecież umierałaś prawie że w moich ramionach!
Westchnęła. W oczach bruneta
widziała ból, jednakże także złość. Rozumiała to.
-Pamiętasz, jak mi wtedy podałeś
eliksir?
Na potwierdzenie kiwnął głową.
-Zadziałał dopiero następnego
dnia. Nie mam pojęcia jak. Muszę przyznać, iż byłam wtedy martwa, jednak chyba
dano mi drugą szansę na naprawienie moich błędów.
-Naprawienie? Kaja! Zadałaś nam
WSZYSTKIM największy ból, jakimkolwiek mogłaś nas obdarować!
Milczała.
-Powiedz mi: Jak to możliwe, że
„ożyłaś” dzień później, skoro trzy dni po bitwie razem z matką cię
pochowaliśmy?!
-To była „kukła” – oznajmiła. –
Znalazłam gdzieś do tego zaklęcie w Dziale Ksiąg Zakazanych, jak jeszcze
chodziłam do Hogwartu.
-Niby jak mogłaś tam wejść,
skoro… mniejsza. Jak mogłaś takie cierpienie dać swojej jedynej matce i swoim
siostrom?
-Bałam się spojrzeć wam w oczy –
stwierdziła zgodnie z prawdą. Bardzo się tego bała.
-Przez pięć lat ukrywać się przed
rodziną… Gdzie dokładnie byłaś?!
-Powiedziałam, że tutaj, w
Hogsmeade.
-Konkrety Kaja. Chcę konkretów.
-W małym mieszkanku.
-Gdzie się znajduje?
Nie dość, że takie krótkie
odpowiedzi otrzymuje, to jeszcze musi więcej zadawać cholernych pytań. No cóż…
łatwo nie odpuszcza.
-Nie powiem! Po co w ogóle chcesz
wiedzieć?!
-Chcę wiedzieć, w jakich
warunkach mieszkała moja córka przez te lata.
-Daję sobie radę, tato –
mruknęła.
Świdrował ją wzrokiem. Musiał
przyznać, że zmieniła się. Zaokrągliło jej się ciało w odpowiednich miejscach,
policzki bardziej zarumienione, jednakże nadal miała szczupłe ciało, te same
kości policzkowe, ten sam kolor włosów, a przede wszystkim czekoladowe oczy,
które często były wypełnione szczęściem, radością i miłością. Teraz były
napełnione smutkiem. Ale coś kompletnie się w niej zmieniło.
Chwycił ją gwałtownie za
nadgarstek, i nim dziewczyna zdążyła zareagować, poczuła charakterystyczne
uczucie wokół pępka.
~*~
-Tośka! Avada! Domi! – zawołał
ciągnąć za sobą Kaję oraz wchodząc do bardzo znanego dla obojga domu.
-Puść mnie! – powiedziała
błagalnym głosem. Obawiała się reakcji rodziny. Wyciągnęła szybko swoją różdżkę
i rzuciła zaklęcie, przez co została okrytą niebieskawą peleryną. Założyła
kaptur i spuściła wzrok.
-Co się dzieje tato? – dobiegł ich
głos jednej z dziewcząt.
Szatynce zaczęło bardziej bić
serce rozpoznając głos Avady Snape. Często jej pomagała, doradzała… miała z nią
rewelacyjne relacje.
-Przyprowadź mamę i siostrę do
salonu – odpowiedział twardym głosem.
-A kim jest…? – zaczęła Av.
-Zaraz się dowiesz.
Snape pociągnął za sobą
towarzyszkę, prowadząc ją do salonu.
Kiedy oczekiwali na pozostałą
trójkę, dziewczyna wyrywała się z ścisku ojca.
-Uspokój się w końcu – warknął.
-Severusie… Kim jest ta osoba
obok ciebie? – usłyszeli spokojny głos.
Kai zebrało się znów na płacz.
Przez pięć lat nie słyszała tego kojącego dla serca głosu jej rodzicielki.
-Lepiej usiądźcie – odparł.
Snape’owe posłuchały go.
-Ciągle nosicie te czarne
ubrania? Po co? – sarknął.
-My nadal jesteśmy w żałobie po
śmierci Kai – odpowiedziały jednocześnie najmłodsze członkinie rodziny, nie
wliczając Kai Snape.
-Ściągaj już ten kaptur – syknął
w stronę Dziewczyny w Niebieskawej Pelerynie.
Przymknęła na chwilę oczy,
wciągnęła powietrze i wolną ręką ściągnęła kaptur. Kobiety zszokowały się. W
tym samym czasie zakryły usta i z niedowierzaniem patrzyły na przybyłą.
-KAJA! – zawołała Avada. Wstała
energicznie z kanapy i „napadła” na długowłosą. Zaszkliły im się oczy. Po
pięciu latach… Po tak długiej rozłące… - Ty żyjesz… Jak… CZEMUŚ NAM TO
ZROBIŁA?! – wrzasnęła na nią z wyrzutem. – MY WSZYSCY NIE MOGLIŚMY SIĘ
OTRZĄSNĄC PO TWOJEJ ŚMIERCI! A PO POGRZEBIE BYŁO JESZCZE GORZEJ!!
-Przepraszam was. Naprawdę…
-Jak to się stało, że żyjesz?
Przecież widzieliśmy jak zamykali trumnę Z TWOIM ciałem! Jak ją spuszczali w
głąb grobu! – odezwała się Tośka.
-Mamo…
I zaczęła mówić to, co
opowiedziała nad jeziorem Severusowi.
-Dlaczego do nas nie przyszłaś?
Czemu nas opuściłaś? – spytała Toś z łzami w oczach.
-Jak mówiłam: Bałam się spojrzeć
wam w oczy. Nie opuściłam was. Po prostu…
-Uciekłaś nic nam nie wyjaśniając
– wtrącił się Snape.
-Żałuję tego. Każdy człowiek w
swoim życiu czegoś żałuje.
Nastała cisza. Cała czwórka
przyglądała się brązowookiej. Kobiety nie umiały uwierzyć w to, że jednak dziewczyna,
która zginęła z czyjś rąk podczas bitwy naprawdę żyje.
-Kaja…?
-Co jest, Av?
-Czy ty nie jesteś przypadkiem… w
ciąży?
Nie odpowiedziała.
-OD KIEDY?! – wrzasnęli
jednocześnie rodzice.
-Który miesiąc? – zapytały
jednocześnie pozostałe siostry.
-NIE JESTEM W CIĄŻY! – ryknęła na
cały głos.
-Wypij to. – Severus wyciągnął
rękę ku stojącej nadal obok niego dziewczynie. Trzymał jakiś flakonik, który
wytrzasnął nie wiadomo skąd.
-Nie! – zawołała. Rozpoznała ten
eliksir.
-Niby dlaczego? – zapytał
podejrzliwie.
-Nie będę po prostu zatruwała
mojej wątroby z eliksirami! Kiedyś się do was odezwę – mówiąc, zmierzyła do
wyjścia.
Zamknęła z trzaskiem drzwi
wejściowe i zmierzyła już w stronę furtki. Chciała już się deportować z
powrotem do miasteczka przy Hogwarcie, gdy usłyszała, jak ktoś ją woła.
-KAJA!
Odwróciła się.
-Mamo… Za niedługo się do was
znów odezwę. Obiecuję to. Uwierz, iż…
-Kto jest ojcem? – wypaliła.
-Ja nie jestem w ciąży –
powiedziała dość dziwnym spokojem w głosie.
-To dlaczego nie chciałaś wypić eliksiru
wykrywającego płód?
-Nie chciałam. Po prostu nie
chciałam.
-Musisz mieć dokładniejszy powód.
Westchnęła.
-Dlaczego musimy żyć? Czemu dano
nam możliwość do życia? – spytała.
Pani Snape nie miała pojęcia,
skąd takie pytania przychodzą do głowy jej córce.
-Żyjemy po to, by umierać. Razem.
-Już doznałam śmierci… – mruknęła
z tajemniczą barwą głosu.
-Ale żyjesz. Wtedy eliksir
zadziałał…
-Nie o to chodzi, mamo.
-A o co?
Spojrzała znacząco na matkę.
-Powiedz mi w końcu, kto jest tym
ojcem – nalegała opanowanym głosem.
W oczach młodej kobiety stanęły
łzy. Bez słowa deportowała się.
~*~
-Dowiedziałaś się? – spytał
Mężczyzna w Czarnej Szacie.
-Domi, Av… Idźcie do swoich pokoi
– powiedziała stanowczym głosem.
-Ale… - zaczęła Avada, jednakże
jej przerwano.
-Natychmiast do pokoju!
-My jesteśmy już dorosłe, więc
wymagamy tego, by móc także usłyszeć coś o naszej siostrze – odezwała się Domi.
-Wiem o tym, ale muszę o tym
porozmawiać z waszym ojcem. Na OSOBNOŚCI.
Spuściły głowy i posłusznie
oddaliły się od rodzicielki, która zmierzyła w stronę salonu. Severus usiadł na
kanapie.
-Dowiedziałaś się? – ponowił
pytanie.
-Nawet nie mam pojęcia, czy
faktycznie jest w ciąży – odparła.
-Sugerujesz, że jestem ślepy?
Przecież było widać. Trzeci miesiąc jak nic.
-Gdyby tak było, to byśmy od razu
to zauważyli. – Skrzyżowała ręce na piersi.
Wywrócił oczami.
-W dodatku dziwne pytanie mi
zadała… - mruknęła.
-Jakie? – Zaciekawił się.
-„Dlaczego musimy żyć? Czemu dano
nam możliwość do życia?” – odpowiedziała dokładnie przypominając sobie słowa
córki.
-Ciekawe dlaczego takie coś
wpadło jej do głowy…
-Nie mam pojęcia. Jestem jednak
pewna, że nie jest w ciąży. Powiedziałaby mi to.
Zmierzył ją wzrokiem, po czym
uniósł jedną brew.
-A mi by nie powiedziała? –
warknął. – Niby czemu?
-No cóż… - udała, że się
zastanawia. – Przed bitwą przez lata mieliście dość… napiętą relację.
-A jak wyjaśnisz to, że nie
chciała wziąć tego eliksiru? – uśmiechnął się sarkastycznie.
-Mówiła, że nie chce zatruwać
sobie wątroby eliksirami – stwierdziła. Miała już powoli tego dość.
-A czy nie mówiła ci imienia ojca
dziecka?
-Severusie! – zawołała,
opuszczając kończyny.
-Trafiłem. – Uśmiechnął się z
triumfem.
Westchnęła. Zajęła miejsce obok
małżonka.
-Dobra… zapytałam jej się po raz
drugi, kto jest ojcem, a ona bez słowa się deportowała.
-Złożymy jej jutro wizytę w
Hogsmeade – oznajmił po chwili ciszy.
~~~
-Słyszałaś? – szepnęła Avada w
stronę siostry. Mimo rozkazu ich matki, one się jej nie usłuchały i podsłuchały
rozmowę rodziców tuż za drzwiami do pokoju gościnnego.
-Idziemy?
-Nie teraz. Skradniemy się do
miasteczka tuż po świcie – odparła Av i razem szybko uciekły do swoich pokoi.
~*~
-Domi! – szeptała, szturchając
swoją siostrę. – Domi, wstawaj!
-Która godzina…? – mruknęła.
-Nie wiem, ale właśnie jest już
świt. Miałyśmy iść do Kai.
Szatynka od razu poderwała się z
łóżka.
-Naszykuj się. Rodzice jeszcze
śpią. Czekam na ciebie w salonie – oznajmiła Avada, wychodząc z pokoju panny
Snape.
Kilka chwil później, do pokoju
gościnnego weszła Domi.
-Idziemy – powiedziała cicho
przybyła.
Wyszły z domu, po czym gdy
przekroczyli granicę posesji, teleportowały się do ich celu: Hogsmeade.
Wylądowały za Trzema Miotłami.
Weszły na alejkę, by potem pójść wzdłuż niej i znaleźć mieszkanie ich siostry.
Zajęło im to prawie pół godziny. Przy płocie spostrzegły tabliczkę z napisem:
Gabrielle Snape – Serdecznie
pozdrawia!
-Przecież Kaja ma na imię Kaja, a
nie Gabrielle – odparła Domi.
-Ale Gabrielle to jej drugie
imię. Pomyśl chociaż.
-Nie obudziłam się jeszcze do
końca.
Popatrzyły na siebie
porozumiewawczo, po czym pokiwały lekko głową. Otworzyły furtkę, przeszły przez
chodnik i zadzwoniły. Musiały trochę długo czekać, aż usłyszały zbliżające się
kroki. W drzwiach stanęła właśnie kobieta, do której przyszły. Miała na sobie
turkusowy szlafrok. Nie wyglądała na zbyt zdrową. Pod oczami miała bardzo
widoczne worki, a włosy były rozczochrane.
-Avada? Domi? Co wy tu robicie? –
zapytała zdziwiona.
-Przyszłyśmy odwiedzić siostrę. –
Avada uśmiechnęła się.
-Po tym wszystkim? –
niedowierzała. – Wchodźcie. – Otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić je do środka.
– Chodźcie do salonu. Zrobię wam coś ciepłego do picia.
Cała trójka poszła na miejsce, o
którym mówiła jedna z nich.
-Czekolady, kawy, herbaty…? –
spytała przybyłe.
-Czekolady – odpowiedziały w tym
samym czasie, co wywołało u wszystkich śmiech.
-Zaraz wam przyniosę – odparła,
kiedy się uspokoiła. Wyszła z salonu i zmierzyła do kuchni.
-Lepiej nie zaczynajmy od tematu,
no wiesz… ciąży – oznajmiła Domi.
-Spokojnie. Wiem o tym –
zapewniła ją druga.
Kilka chwil później wróciła
gospodyni domu trzema kubkami przepysznej, gorącej czekolady. Miała już
rozczesane włosy. Gdy podała siostrom napoje, zaklęciem zrobiła sobie długiego,
grubego warkocza, którego miała na boku.
-Jaki cel ma wasza wizyta u mnie?
Na odpowiedź musiała długą chwilę
czekać.
-Em… Chciałyśmy po prostu…
porozmawiać – zająknęła się Domi spuszczając wzrok i patrzyła swoimi
niebieskimi oczami na swoje kolana.
-Błagam dziewczyny… - Westchnęła.
– Nie każcie mi znów tłumaczyć to, dlaczego nie dawałam znaków życia. Chociaż
wy.
-O tym akurat nie chciałyśmy –
stwierdziła niebieskooka.
-A o czym? O nie… - Pokręciła
głową na porozumiewawcze spojrzenia, które wymieniły przybyłe. – Mama tu
przyjdzie?
-Plus ojciec – podkreśliła Domi.
Długowłosa opadła na oparcie
fotela i głośno westchnęła.
-Kto jest tym ojcem, Kaja?
Siostra dała kuksańca w żebro
Avadzie, zaś Kaj wstała energicznie z fotela.
-ILE RAZY MAM MÓWIĆ, ŻE NIE
JESTEM W CIĄŻY?! NAWET Z KIM BYM MIAŁA MIEĆ?! – wybuchła.
-Uspokój się już – rozległ się
jakiś głos zza drzwiami.
Nim osoba ta się ujawniła,
szatynka szybko zawołała: -Nie właź!
-Bo co mi zrobisz? – zapytał
jakiś męski głos. Chłopak wszedł do pomieszczenia z lekkim uśmiechem. Miał on
czarne, krótkie włosy oraz zielone oczy.
-Kaja: KIM ON JEST I CO ON TUTAJ
ROBI?! – wrzasnęła Avada.
-Spokojnie Av… Chodź. – Poprosiła
chłopaka gestem dłoni, by do niej podszedł. Posłuchał jej i objął ją w talii.
-Domi, Avado… To jest… - Wzięła
wdech. – James Syriusz Potter. Mój narzeczony.
-JAK TO TWÓJ NARZECZONY?! –
zawołały jednocześnie siostry, podrywając się z miejsc.
-Tak, mój narzeczony –
odpowiedziała z dziwnym spokojem w głosie.
-Wyjaśnij nam to wszystko, Kaj –
poprosiła szarooka.
Gospodyni spojrzała na Jamesa,
który lekko kiwnął głową. Mężczyzna zajął miejsce na fotelu, a narzeczona
usiadła mu na kolanie.
-Od czego by tu zacząć… -
zastanowiła się. – Może jak się tutaj dostałam… Otóż… Em… Poszukiwałam
schronienia. Poszłabym do was, ale nie wiedziałam jak zareagujecie. Poszłam do
Hogsmeade. Spotkałam Rona Weasleya. No i… pomógł mi. Miał w tym miasteczku
domek, o którym nikt nie miał pojęcia. Wynajęłam go, aż nazbieram pieniądze na
jakiś własny. Jakiś czas później, kiedy była tutaj dość wielka ulewa, ktoś
zaczął dobijać się do drzwi. Spojrzałam przez okno i okazało się, że to był
właśnie Jams. No i leciały lata, aż ojciec znalazł mnie nad jeziorkiem, gdy z
nudów wyczarowywałam sobie patronusa.
-A skąd wiedziałaś, że to on? –
zapytała Avada.
-Av… Myśmy już byli wcześniej
parą. Wtedy jak był w piątym roku, a my w ostatnim, to mnie zaprosił na bal
bożonarodzeniowy.
-Ale on jest młodszy od ciebie! –
zawołała niebieskooka.
-O dwa lata! I co związku z tym?!
Serce nie sługa, Domi.
-Powiedz już prawdę: Czy to ty z
nim jesteś w ciąży?
Westchnęła zrezygnowana.
-Czemu uczepiliście się, że
jestem w ciąży? – Spostrzegła, że narzeczony już otwierał usta. – Siedź cicho.
-Czemu nie dasz mu coś
powiedzieć? – drążyła podejrzliwie temat jedna z przybyłych.
-Dobra… ja…
Przerwał jej dzwonek do drzwi.
Chłopak zdjął ukochaną z kolan i poszedł otworzyć.
-Ciekawe kto przyszedł tak wcze…
- Av urwała. – Kaja! Ojciec!
Trójka kobiet energicznie
poderwały się z miejsc. Pobiegły na korytarz, gdzie było wyjście.
-Dzień dobry. A pan to…?
Nie dane było mu dokończyć, gdyż
Severus Snape gwałtownie wyciągnął swoją różdżkę i przyłożył ją Potterowi pod
brodę i przycisnął go pod ścianę.
-Severusie! – zawołała kobieta,
która weszła za małżonkiem do mieszkania.
-Tato! – krzyknęła przerażona
Kaja.
-Co robisz w domu mojej córki,
Potter? – wycedził. W głosie było słychać tyle jadu, ile jeszcze jego córki nie
słyszały. Patrzył prosto w zielone oczy bruneta. Od razu rozpoznał podobieństwo
do Harry’ego Pottera.
-Puść go! – zawołała Kaja z
głosem pełnym stanowczości.
Zignorował ją.
-Mamo zrób coś! – zwróciła się do
Tośki.
-Severus, zostaw go.
-Spytałem, co robisz w domu MOJEJ
córki – syknął, a na przedostatnie słowo dał dość mocny nacisk.
-KAZAŁAM CI GO PUŚCIĆ! –
wrzasnęła, wyciągając różdżkę.
-Nie takim tonem, młoda panno –
zwrócił się do gospodyni.
Nie wytrzymała. Podbiegła do
Jamesa, z trudem pociągnęła go na bok i ukryła za sobą. Obecnie stała pomiędzy
nim, a jej ojcem.
-KAJA! – wrzasnął.
-Słucham cię – uśmiechnęła się
sztucznie
-Odsuń się od niego i się nie
wtrącaj.
-Jak mam się nie wtrącać skoro… -
Zamilkła.
-Skoro…? – zaciekawił się.
-…jest moim przyjacielem. – Po
części była to prawda.
Zmierzył ją wzrokiem z góry do
dołu i z dołu na brzuch. Wskazał oskarżycielsko w stronę Pottera.
-Czy to ten kretyn zrobił ci to
dziecko?!
Nie odpowiedziała.
-ZROBIŁAŚ DZIECKO Z POTTEREM?! –
ryknął.
-CICHO! LUDZIE SIĘ TU ZARAZ
ZEJDĄ! – zawołała Avada.
Kaja wzięła głęboki wdech.
-Wejdziecie? – zwróciła się do
rodziców.
Tośka pokiwała lekko głową i
podeszła do swoich dwóch pozostałych córek.
-Nie mam zamiaru być pod tym samym
dachem z Potterem – wycedził.
-Tato. Chyba przyszedłeś z mamą
do mnie, a nie do Jamesa – zauważyła trafnie.
Zmierzył ją wzrokiem.
Pani domu zaprowadziła wszystkich
do salonu.
-My będziemy musiały się zbierać
– odezwała się Avada szeptem do Kai, nim weszły do salonu.
-Zostawicie mnie samą?
-Dasz radę. – Dała jej całusa w
policzek.
Siostry pożegnały się ze sobą, a
dziewczyna z drżącymi dłońmi dołączyła do pozostałych.
-Mamo, tato… - zaczęła siadając
obok narzeczonego, zarazem naprzeciwko rodziców.
-Który to miesiąc?! – warknął.
Westchnęła. Nie będzie wciskała
już kitu, bo przecież nie jest ślepy.
-Trzeci.
Zacisnął pięści.
-Chcę dokładnie wiedzieć – z kim.
– Zmierzał ją wzrokiem.
-Z Jamesem. – Przełknęła ślinę. –
Z… moim narzeczonym.
-ŻE CO?! DOBRA… ON OJCEM DZIECKA…
ALE… CHOLERA! – krzyczał wstając energicznie z kanapy. – NIE DOŚĆ, ŻE TY I MATKA
JESTEŚCIE W CIĄŻY, TO JESZCZE CHCESZ POŁĄCZYĆ RODZINĘ SNAPE Z POTTER!
-A! Kaja! Tylko nic nie mów co
jest między tobą, a Jamesem – rozległ się nagły głos Avady, która wychyliła się
zza drzwi. – O oł… Em… – zakłopotała się
– Pa! – Zniknęła.
-Z nimi także sobie porozmawiam…
- powiedział zirytowany. – Wracając… Od kiedy Z NIM jesteś?
-Od siódmej klasy.
-I nie raczyłaś nam nic
powiedzieć… - Nie spuszczał wzroku z córki. – Jak mogłaś się puścić z takim
kretynem?!
-Wypraszam sobie! – zawołał
James.
-Cisza! – syknął. – Zadałem ci
pytanie, więc oczekuję na nie odpowiedzi.
-Nie mam do tego żadnego
komentarza – rzekła chłodno.
Odważyła się spojrzeć ojcu prosto
w oczy. Był naprawdę wściekły, jednakże gdzieś tam były cienie smutku i bólu.
-James… - zaczęła nadal patrząc w
oczy Severusowi. – Zostaw nas proszę samych.
-Ale…
-Jest to teraz sprawa między
rodziną Snape.
-No dobrze… - westchnął i chciał
dać buziaka w policzek ukochanej, jednakże uniosła dłoń w obronnym geście
zarazem uniemożliwiając narzeczonemu jego zamiary. Mogła przysiąc, że Sev
zacisnął pięści. Potter wyszedł.
-Brak kultury… - warknął myśląc o
poczynieniu narzeczonego córki. – Jak możesz z takim imbecylem od siedmiu
boleści w ogóle żyć?
-To pozostawiam dla siebie –
syknęła.
-Z takim tonem zaczynasz się
powoli robić jak ja – uśmiechnął się wrednie. – A to nie jest dobrze, bo to
moja działka.
Wzruszyła tylko ramionami.
-Jak ci się wiodło przez te pięć
lat? – odezwała się Tośka po dość długim czasie. Kaja spojrzała z lekkim
uśmiechem na matkę.
-Zależy w jakim sensie patrzeć,
mamo. Razem z Jamesem… Dobra: Potterem – poprawiła się – ukrywałam się w tym
domu. Pan Weasley…
-WEASLEY?! – zawołał Severus
zirytowany. – KTÓRY?!
-Ronald – oznajmiła opanowanym
głosem.
-Niezłych przyjaciół sobie
dobrałaś – sarknął w stronę małżonki.
-Nie mieszajmy w to przyjaźń między
nimi, a matką! – warknęła.
-Nie takim tonem, droga panno! –
syknął po raz drugi w tym dniu.
-Jestem już pełnoletnia tak samo
w świecie czarodziejów jak i mugoli. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Już się tak nie…
-Jeju… Tak już jest z kobietami,
kiedy mają TEN okres – jęknęła wywracając oczami.
-Czy nie nauczyłem cię, że mi się
nie przerywa? – Zmierzył ją po raz któryś wzrokiem.
-Nauczyłeś, ale już to dość wiele
razy słyszałam – uśmiechnęła się ironicznie, wzruszając ramionami. – Możemy
wrócić do pytania mamy?! – Nie czekając na odpowiedź kontynuowała: – Na czym
skończyłam… a tak! Pan Weasley pozwolił mi tutaj zamieszkać na czas, kiedy
znajdę coś dla siebie…
-Sugerujesz, iż mówiąc „dla
siebie” masz na myśli ciebie, tego debila i dziecka, którego ojcem jest właśnie
ten imbecyl?
-I kto mi teraz przerwał?!
Wywrócił oczyma.
-Idzie mi coraz lepiej, jednak do
tego czasu szukałam także pracy i… - Wstała z siedzenia, po czym podeszła do
szafki na której leżała jakaś kartka i podała ją matce. – Otrzymałam propozycję
na posadę nauczyciela w Hogwarcie.
Kaja usiadła, zaś pani Snape
przeczytała treść dokumentu, jednak brunet nie siedział bezczynnie i nim żona
zdążyła do końca przeczytać, ten już zaczął mówić do córki: -Widzę, że ta
posada jest na nauczyciela eliksirów, jednakże uważam, iż nie masz tylu
cierpliwości i skupienia, by jakikolwiek eliksir zrobić do porządku – uśmiechnął
się wrednie.
-Sugeruję co innego – syknęła. –
Jakoś dostawałam Powyżej Oczekiwań na tym przedmiocie.
-No właśnie. Powyżej Oczekiwań.
Ale trzeba dostawać Wybitny, by otrzymać taką pracę.
-W szóstej i siódmej klasie
dostawałam już Wybitne. Wyjątek był tylko jeden, kiedy robiłam Amortencję.
-Pierwsze słyszę.
-Bo nigdy ci o tym nie mówiłam –
stwierdziła całkowicie szczerze i poważnie.
-Niby dlaczego?
-Po prostu uważam, że nie warto
się tym chwalić.
-Ale przynajmniej coś, no ale
skoro nie zależy ci na dumie ojca…
-W jakim sensie?!
-Konkretnym Kaja. Konkretnym.
-Czy mógłbyś mówić… Spadaj
Potter! – zwróciła się w stronę wchodzącego do salonu Jamesa.
-Pierwsza kłótnia? – spytał
Severus z wrednym uśmieszkiem.
-To akurat sprawa między mną, a
Jamesem, więc nikomu do tego – syknęła. – Co jeszcze chcecie wiedzieć?
-Ja ci powiem, co chcemy jeszcze
wiedzieć – warknął. Nachylił się do przodu, oparł się łokciami o kolana, złożył
ręce, rozdzielił palce i o środkowe palce podparł swój podbródek. – Od kiedy
jesteś zaręczona? Czemu on żyje, skoro w Hogwarcie leżał trochę dalej od
ciebie? Dlaczego się do nas w ogóle nie odezwałaś? Ile Wealsey bierze za
wynajem mieszkania? – przy tym pytaniu, Tośka klepnęła go w bok, jednakże zignorował
to. – Imię małego? – Spojrzał przez chwilę na brzuch córki. – Dokładna data
narodzin?
Westchnęła.
-To po kolei… I nie patrz tak na
mój brzuch! – zawołała w stronę mężczyzny. – Jestem zaręczona od dwóch
miesięcy. Szczerze to sama nie wiem, jakim cudem żyje, jednakże nic mi o tym
nie mówił.
-A powinien – wtrącił się.
-Mówiłam, że się bałam wam
spojrzeć w oczy – kontynuowała ignorując wypowiedź Seva. – Jeżeli chcesz
rozwinąć ten temat to zaczekaj, aż skończę – jęknęła. – Nic nie bierze. Uwierz,
bądź nie. Mały? To jest ona, więc dam jej na imię Amelie.
-KOLEJNA DZIEWCZYNA?! – wrzasnął.
– I BĘDZIE TAKA JAK TY?! MERLINIE…
-I co w tym złego? Urodę będzie
miała po matce, a charakter? – wzruszyła ramionami. – Chyba też po mnie –
uśmiechnęła się lekko. – Kontynuując… Data narodzin? Planowo na 4 marca przyszłego
roku. Jeszcze coś?
-Jeżeli będzie miała taki
charakter jak ty, to będzie apokalipsa. Mam zamiar rozwinąć pewny temat.
-Jaki?
-Dlaczego się bałaś do nas
odezwać?
Przełknęła ślinę.
-Bo się bałam.
-Kon…
-NIE MIAŁAM POJĘCIA JAK DO TEGO
PODEJŚĆ! WYSTARCZY?! – wrzasnęła. – NAWET NAPISAĆ LISTU SIĘ DO WAS NIE
ODWAŻYŁAM! – Dzielnie powstrzymała napływające łzy.
Tośka wstała z sofy i usiadła
obok córki. Kiedy szatynka poczuła, iż matka ją obejmuje, nie umiała wytrzymać.
Wypuściła łzy, których nie chciała, by zobaczył je ojciec.
-Gryfonka, a się nie odważyła,
napisać chociaż słowa… - sarknął.
-Severusie! Skończ już!
-Tośka…!
-Rozumiem, że jesteś na nią
wściekły, iż jest z Potterem a w dodatku nosi jego dziecko, ale…
-Nie tylko o to – syknął.
-Bała się! Nie mieszaj w to
Gryffindoru! Tiara Przydziału zawsze dobrze się decyduje! Skoro umieściła ją
wśród Gryfonów, to musiała mieć ku temu powód! Po prostu w tamtej sytuacji
zabrakło jej wystarczająco odwagi!
-Wiedziałem, że w tym domu są
tylko zapchlone kurczaki – warknął.
-Wypraszam sobie! W ogóle skąd
możesz mieć o tym jakiekolwiek pojęcie, skoro byłeś w Slytherinie?! – wtrąciła
się dwudziestotrzylatka.
-Mam większe pojęcie w wszystkim,
niż ty.
Chciała odpyskować, jednakże
wywnioskowała, iż nie da rady dłużej tego drążyć.
-Nie, że coś – zaczęła Kaja po
długiej chwili ciszy – ale… moglibyście zostawić mnie samą?
-Ciekawe dlaczego – uśmiechnął
się sarkastycznie. – Chcesz się miziać z tym idiotą?
-Nie? Chcę po prostu pobyć trochę
sama. Mam coś do przemyślenia – odparła dość spokojnie.
-Możesz też… - zaczął, jednakże
po raz kolejny mu przerwano.
-Idziemy Severusie – powiedziała
stanowczym tonem.
-Ale…
-Nie marudź, tylko rusz te swoje
nietoperzowate cztery litery i spełnij prośbę córki! – Zmierzyła go wzrokiem.
-Nie drażnij Węża.
-Wstawaj! – zawołała.
Wywrócił oczami i bez słowa
wyszedł z mieszkania.
-Za niedługo cię odwiedzę.
Obiecuję – szepnęła w stronę córki, nim wyszła z salonu.
-Czekam – uśmiechnęła się lekko.
~*~
-AVADA! – zawołał spod schodów w
stronę góry.
-Co jest? – zapytała głośno ze
swojego pokoju.
-Do salonu! NATYCHMIAST!
Ruszył w tamtą stronę czekając na
córkę. Zeszła tuż po chwili.
-Co się stało?
-Siadaj!
Posłuchała. Nie spuszczał z niej
wzroku.
-No…? – spytała, dając tym samym
do zrozumienia, że czeka na powód przywołania.
-Podsłuchiwałaś rozmowę moją z
matką wczoraj, oraz dzisiaj, gdy rozmawialiśmy z Kają – warknął.
-Tak – przyznała się. – Wczoraj
podsłuchiwałam, a dzisiaj to nie.
-To jak mi wyjaśnisz swoje
„wtargnięcie”? – syknął.
-Po prostu chciałam o czymś
powiadomić Kaję, jak słyszałeś. Nic więcej.
-Czy aby na pewno? – Spojrzał na
nią spode łba.
-No… Zamontowałam na korytarzu, w
kuchni oraz na górze kamery. – Spuściła głowę. – Udało mi się jeszcze szybko
dać kamerę w salonie.
-Dlaczego?
-Żeby się czegoś więcej
dowiedzieć.
-Av! – krzyknął ktoś z góry.
Obydwoje usłyszeli szybkie kroki po schodach w dół. Była to Domi z laptopem.
Szybko opadła na kanapę obok siostry. – Patrz co się dzieje!
-Czy to… czy to James?! – spytała
na widok tego, co widzi na ekranie.
Zaciekawiony Severus zajął
miejsce po drugiej stronie Domi i spojrzał na wyświetlacz.
Widzieli salon w mieszkaniu Kai.
Kobieta coś krzyczała do swojego narzeczonego. Było widać, że była wściekła.
-Nie idzie włączyć głosu, czy
coś?! – warknął.
-Włącz głos Domi!
Dziewczyna przycisnęła jakieś
klawisze i od razu usłyszeli krzyki.
-Jak
możesz tak mówić?! To jest mój ojciec! – wrzasnęła Kaja.
-Ale
wspaniały ojciec – prychnął
James. – Ciągle wtrąca się do twojego
życia!
-Bo
się o mnie martwi!
-Martwi?!
On tobą manipuluje! Zrozum!
-Nie
mam powodu! Wiem jaki on jest! To ty zrozum, iż nie masz racji, imbecylu!
-Zaczynasz
być taka jak on...!
-I
wiesz co? Nawet się z tego cieszę! A niby jak mną manipuluje, co?
-Wiele
jest sposobów.
-To
odważ się wymienić chociaż kilka!
-Co oglądacie? – spytała Tośka,
która właśnie weszła do salonu. Spojrzała na ekran. – Czy to Kaja i James?! – Usiadła
obok Avady i jak reszta przyglądała się temu wszystkiemu.
-Nie
każ mi wymieniać, bo czasu nie starczy!
-Czasu
mamy potąd! Dlaczego tak na niego najeżdżasz?! To jest mój ojciec, któremu
zawdzięczam nie tylko to, że dał mi szansę na zaistnienie jak i Av oraz Domi,
ale także za wiele innych rzeczy! Wiele razy się poświęcał, by mi pomóc, a w
szczególności uratować!
-Ale
nie zapominaj o jednym.
-Niby
o czym?! – warknęła.
-Że
jest złym człowiekiem!
Kolejny szok. Nie chodzi o te
zdanie, ale o konsekwencje tych słów. Dokładnie widzieli, jak panna Snape
przywaliła chłopakowi w twarz.
-Ale cel… - powiedziały
jednocześnie siostry z zdumieniem.
-Zapamiętaj
sobie raz na zawsze – syknęła,
a w barwie głosu było tyle jadu, że nikt jeszcze takiego czegoś u niej nie
słyszał. – Nie oceniaj Severusa Snape’a –
mojego ojca – skoro nie masz naprawdę pojęcia jaki jest.
-Przekroczyłaś
już granice, Kajo Gabriello Snape… - wycedził
rozgniewany.
-Nie
ośmielisz się zrobić mi… - Przerwała.
James
Syriusz Potter – syn sławnego Harry’ego Pottera – uderzył narzeczoną prosto w
twarz z taką siłą, że utraciła równowagę i upadła na ziemię.
-Jak on śmie… - zaczęła pani
domu, energicznie wstając z miejsca i ruszając do wyjścia.
-A ty dokąd?! – warknął za nią
małżonek.
-Do
Kai, a gdzie niby indziej?! – wyszła i jak najszybciej wybiegła w posesji, po
czym deportowała się do mieszkania córki. Jej kobieca intuicja mówiła jej, że
coś się złego stanie.
~*~
-Kaja! KAJA! – krzyczała, waląc w
drzwi wejściowe. Były zamknięte na klucz. Już chciała wyciągnąć różdżkę,
jednakże otworzył jej James, który był dość spokojny.
-Dzień dobry pani Snape – uśmiechnął
się. – Czym…?
-Petrificus Totalus! – zawołała
wymierzając w niego różdżką.
Zesztywniał i opadł na ziemię.
Kobieta szybko wbiegła do salonu.
-Kaja! Słyszysz mnie?!
Przykucnęła przy córce. Miała
przymknięte powieki, spod których leciały łzy, a z jej kącika ust leciała krew.
Tak samo czerwona ciecz spływały od jej nozdrzy.
-M-Mamo? – spytała cicho,
otwierając oczy i spojrzała w jej niebieskie tęczówki.
-Widziałam co ci zrobił –
oznajmiła zdenerwowana. – Uderzył cię tylko w twarz, czy gdzieś jeszcze?
-Kopał mnie… wszędzie… zrobił
chyba wielką krzywdę Amelii… Ał… - jęknęła z bólu. – Dopiero trzeci miesiąc, a…
-O cholera...! – szepnęła.
Spostrzegła na udzie córki krew. Wiedziała skąd ona jest. – Wytrzymaj Kaj!
-Wracaj do domu mamo…! Nie masz
się stresować, bo jeszcze dziecku się krzywda stanie!
-Nie wygaduj głupot! Cholera…
Gdzie jest Severus?!
Jak na zawołanie: Do salonu
wbiegł Mistrz Eliksirów. Szybko kucnął obok Tośki.
-A gdzie James? – zapytała
narzeczona Pottera.
-Streszczę: Widziałem go pod
drzwiami i wylewitowałem go do śmietnika. Widzisz z jakim kretynem się
związałaś?! – syknął. Wyciągnął jakiś eliksir. – Wypij to.
-Severusie! Tego nie może pić,
kiedy jest w ciąży! – zawołała żona.
-Chcesz, żeby się wykrwawiła?!
-Nie, ale pomyśl też o dziecku!
Głośny jęk bólu przerwał dyskusję
małżonków.
-Trzeba ją wziąć do Munga –
powiedział Sev, biorąc córkę na ręce. – Wracaj do domu! – warknął.
-Nie! Idę z wami!
-Pomyśl o Alanie, kobieto!
-Nic się nie stanie. Będzie
gorzej, jeżeli nie będę pewna, iż wszystko z nią w porządku!
Wywrócił oczami.
~*~
Tośka i Severus czekali na
korytarzu przed salą, gdzie była Kaja wraz z uzdrowicielem. Nie odzywali się.
Siedzieli w milczeniu. Po długim czasie z pomieszczenia wyszedł pracownik.
-Co z nią? – spytał Nietoperz.
-Żyje, ale poroniła.
Kobieta chwyciła się za czoło.
Nie mogła uwierzyć, że takie coś spotkało jej córkę.
-Bierzemy ją do domu – odezwał
się nagle.
-Nie może pan. Pańska córka
powinna zostać tutaj jeszcze chociaż na dwa dni, gdyż…
-Bierzemy ją do domu – powtórzył,
a w jego głosie było słychać, iż nikt nie ma prawa mu się sprzeciwić. –
Dzisiaj. Teraz.
~*~
Od dwóch dni, Kaja siedziała
ciągle w pokoju, który dzieliła z Domi. Do nikogo się nie odzywała. Zwykle
siedziała na swoim łóżku i patrzyła przez okno w daleki punkt. Wszystkich
zaczęła się bać.
-Kaja…?
Do pokoju weszła matka z obiadem.
Uśmiechnęła się lekko do córki.
-Od dwóch dni nic nie jadłaś.
Musisz coś zjeść.
Pokręciła głową. Kobieta
westchnęła zrezygnowana.
-Zostawię ci obiad na biurku. –
Położyła naczynie na meblu i wyszła z pomieszczenia.
Szatynka podkuliła nogi.
Spojrzała na talerz, jednakże nic nie potrafiła przełknąć.
-Gdyby nie to wszystko, to bym się z tym podzieliła z Amelie… -
pomyślała, po czym oparła czoło o kolana i znów się rozpłakała.
~*~
-I…?
-I nic. Nie chce nic przełknąć. Z
nikim dalej nie chce rozmawiać, Severusie.
-Czas to zmienić – odparł,
wstając z fotela i zmierzył do schodów.
-A ty gdzie?
-Do Kai.
-Z tobą tym bardziej nie
porozmawia.
Zignorował wypowiedź małżonki i
poszedł na górę. Bez pukania wszedł do pomieszczenia i zastał ją rozpłakaną.
Bez słowa usiadł na krześle obok łóżka szatynki.
-Jeżeli nie będziesz jadła, to
wykończysz swój organizm – odezwał się.
Wzruszyła tylko ramionami.
-Będzie ci lepiej, kiedy z kimś o
tym porozmawiasz.
Pokręciła głową. Wywrócił oczami.
-Kaja…
-Nie jestem Kaja! – warknęła.
-Nie wygaduj głupot.
-Nienawidzę mojego imienia! Od
teraz będę się nazywała Nina Venia Snape!
-Skąd niby taki pomysł?
-Z nikąd! Jak postanowiłam, tak
będzie! – syknęła.
-Posłuchaj… - Ledwo dotknął jej dłoni, ta szybko się od
niego oddaliła.
-Zostaw mnie.
-Rozumiem, że to wszystko cię
boli, ale…
-No dalej! – Popatrzyła na niego
załzawionymi oczami. – Powiedz jaka to ja beznadziejna, głupia i naiwna, iż
związałam się z tym imbecylem!
-Akurat nie mam takiego zamiaru –
powiedział. – Powiedz… Dlaczego broniłaś mnie przed Potterem?
-Skąd…?
-Powiedzmy, że to sprawka twoich
sióstr. Zamontowały kamery w pomieszczeniach i słyszeliśmy kłótnię.
-Która dokładnie za tym stoi?
-Teraz nie jest to ważne. Odpowiedz
na moje pytanie.
Westchnęła.
-Bo tak.
-Konkrety Ka…. Nina. Chcę
konkretów.
-Skoro słyszałeś tę kłótnię, to
nie muszę ci ich mówić, nieprawdaż? – warknęła.
-Dlaczego nie chcesz normalnie
porozmawiać?!
-Nie umiem. Nie potrafię. Po tym
wszystkim nie mam zaufania do ŻADNEJ osoby – oznajmiła szczerze.
-Co sugerujesz?
-Że już z żadną osobą nie
porozmawiam na „luzie”. Będę się każdego bała! Bała, rozumiesz?! BAŁA! –
podniosła głos.
-Uspokój się. – Złapał ją za
nadgarstki.
-PUŚĆ MNIE! – Zaczęła się wyrywać.
– Masz mnie zostawić! Wyjść! Idź! – warczała.
-Powiem ci jedno: Nie miałaś mnie
bronić przed tym kretynem.
-Niby czemu?
-Bo gdybyś tego nie zrobiła, to
by nie było tego wszystkiego!
-Czy… czy ty się za to obwiniasz,
bo pokłóciłam się z nim na twój temat i przez to mnie pobił?
Milczał.
Zrozumiała.
-Tato… Ty nie masz prawa się
obwiniać. To wszystko tylko i wyłącznie moja wina. Zrozum to. Niczemu nie
jesteś winny.
~*~
-I co? Zdziałałeś cud i z TOBĄ
porozmawiała? – spytała Tośka z chytrym uśmiechem i skrzyżowanymi rękami na
piersiach, kiedy jej małżonek wszedł do salonu.
-Tak. Porozmawiała.
-Że jak?! – Opadła jej szczęka.
Nie mogła w to uwierzyć, iż ani jej, ani pannom Snape się tego nie udało, a
Severusowi tak.
-To, co słyszałaś. – Wyszedł z
pomieszczenia i gdzieś poszedł. Zaciekawiona szatynka wstała z siedzenia i
poszła za jego tropem.
-Gdzie się znów wybierasz?!
-Załatwić coś.
-Niby co?!
-Zobaczysz.
-Severusie do jasnej cholery!
Gdzie masz zamiar pójść?!
Wywrócił oczyma.
-Do Potterów.
-O nie mój drogi. Ty zostajesz
TUTAJ. To sprawa między Kają, a Jamesem!
-Akurat tak się składa, że
zmieniła sobie imię.
-Jak to… zmieniła?!
-Normalnie. Zamiast Kaja Gabrielle
Snape, nazwała się Nina Venia Snape.
-Jeszcze wybiję jej to z głowy… -
mruknęła do siebie.
-Gdzie Domi i Avada?
-Wyszły na spacer. Nie próbuj
tego robić, Severusie. To nie jest nasza sprawa!
-Jak trzeba to trzeba. – Wyszedł
z mieszkania.
-SEVERUS! – zawołała za nim. –
WRACAJ! W TEJ CHWILI!
Mężczyzna deportował się.
-No to nie zostawię to tylko w
twoich rękach – odparła i także teleportowała się do posiadłości jednego z
swoich przyjaciół.
~~W tym samym
czasie w mieszkaniu Potterów…~~
-Ja już nie wytrzymuję, ciociu.
Tata za nic nie chce uwierzyć w to, że ma dwoje dorosłych dzieci, oraz jedną
małą. Nie umiem mu tego wbić do głowy!
-Znajdziecie jeszcze jakiś
sposób, Jean. – Ginny schyliła za dłoń młodej matki, by dodać jej otuchy. –
Skoncentruj się także nad Jasonem. Nie odstawiaj swojej rodziny na bok, ale
także nie rób to z swoimi rodzicami oraz swoim rodzeństwem.
-Wiem ciociu, ale… - Urwała.
Do salonu weszła jedyna córka
państwa Potter, Lily. Miała ona już dziewiętnaście lat, a rude włosy w
większości spięte w wysoki, długi kucyk.
-Co jest, Lil? – spytała matka.
-Patrz co znalazłam. Wczorajsze
wydanie Proroka. Nie miałam wczoraj
czasu, więc wzięłam się za to dzisiaj… Chodzi o Jamesa!
-Jakiego Jamesa? – zapytały
jednocześnie pozostałe kobiety.
-Pottera. Jamesa Syriusza
Pottera!
-Przecież on zginął w bitwie –
pokręciła głową szatynka.
-Widocznie nie. Patrz mamo, jaki
się stał twój ukochany synek – uśmiechnęła się złowrogo.
Ginevra wyrwała córce gazetę i
przeczytała artykuł, widniejący na okładce. Co każde słowo jej oczy robiły się
coraz większe, a twarz bladła.
-Ja mu pokażę… - syknęła.
-Pokaż. – Jen wzięła do rąk
makulaturę. Od razu jej uwagę przykuło widok zdjęcia, na którym była znajoma
dla niej dziewczyna wychodząca ze szpitala św. Munga.
WIELKI CZYN JAMESA POTTERA – SYNA
HARRY’EGO POTTERA!
James
Potter (l. 23) właśnie wczoraj dopuścił się czynu, na którym ucierpiały dwie
osoby. Kaja Snape (l. 23) oraz ich nienarodzona córka, trafiły do szpitala Św.
Munga. Panna Snape posiadała wielkie obrażenia, spowodowane właśnie pobiciem
przez pana Pottera.
„Było
z nią ciężko…” – mówił jeden z uzdrowicieli, pan Michael Smith. – „Nie miałem
pojęcia, jak ją uspokoić. Ale cóż się dziwić? Poroniła.”
Jakiś
czas później, kiedy poszkodowana wychodziła ze szpitala, spotkaliśmy ją w
towarzystwie jej matki, T. Snape, oraz ojca, S. Snape’a. Chcieliśmy się
dowiedzieć czegoś więcej, jednakże nikt nam tego nie umożliwił.
„Rozejść
się, a nie taki hamider tutaj robicie” – warczał były nauczyciel.
„Zostawcie”
– powiedziała tylko matka pokrzywdzonej.
James
Potter – syn Chłopca-Który-Przeżył , pokazał na co go stać. Zabił bezbronne
małe, a w dodatku własne dziecko, oraz załamał członkinię rodziny Snape.
Jest
on poszukiwany! Jeżeli ktoś go spotka, niech natychmiast się skontaktuje z
Ministerstwem!
-James coś takiego zrobił?! –
zawołała przerażona Zabiniówna.
-HARRY! – krzyknęła rozwścieczona
Ginevra. Po chwili zjawił się jej mąż. Wstała gwałtownie z miejsca i
przycisnęła gazetę o tors męża. – PATRZ, JAKIEGO MASZ SYNA!
Zdezorientowany brunet chwycił Proroka, a okładka już go przeraziła.
Zaczął czytać artykuł. Przeczytał tylko nagłówek, gdyż gwałtowne i głośne
pukanie do drzwi. Panna Potter szybko otworzyła drzwi.
-POTTER!! – rozbrzmiał wściekły
głos Severusa Snape’a.
~*~
~~Powróćmy do Niny…~~
Uspokoiła się. Czuła się odrobinę
lepiej, że mogła wyrzucić z siebie to, czego nie potrafiła. Odważyła się do
czegoś kolejnego. Opuściła swój pokój, gdzie czuła się najbezpieczniejsza.
Zeszła powoli i cicho po schodach. Poszła do kuchni.
-Mamo? Avada? – zawołała cicho.
Brak odpowiedzi.
-Domi?! Tato! – zawołała
głośniej.
Nie miała pojęcia, gdzie oni mogli
być. Tylko ona była w domu. Sama.
Ogarnął ją po raz kolejny strach. By mieć pewność, iż nikt nie pomyśli, by
wejść do domu, zasłoniła wszystkie okna, jakie się znajdowały w mieszkaniu.
-Gotowe… Gdzie oni są…? – Usiadła
na krześle w kuchni i ukryła twarz w dłoniach. Nagle usłyszała jakieś
skrzypnięcie. Spojrzała energicznie za siebie. Nawet w półmroku mogłaby
rozpoznać te oczy.
-Jak tu wszedłeś?!
-Mam swoje sposoby.
-Jeszcze ci mało?!
-Brakuje mi ciebie… - mruknął,
wyłaniając się z cienia. – Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało z
naszą córką…
-Moją córką, Potter. MOJĄ –
syknęła. Nie chciała, by taki palant był ojcem jej maleńkiej kruszynki, której
już nie było.
-Czyżby? – Uniósł jedną brew ku
górze.
-Weź stąd wyjdź, bo jak tata
wróci, to…
-Grozisz mi?
-Może. Weź spieprzaj! – Ruszyła w
stronę salonu. Pożałowała tego. Poszedł za nią i zaczął nią szarpać. – PUŚĆ
MNIE!
-Mi się nie przeciwstawia, panno
Snape. Jak taka piękna dziewczyna może nosić nazwisko takiego powalonego
człowieka?
-Odpieprz się od mojego ojca!
-A nie zastanowiłaś się, że gdyby
dwa dni temu, twoi rodzice nie przyszli, to by potem nie było pomiędzy nami tej
sprzeczki i Amelie by żyła?
-Nie łącz rzeczy związane z
Amelie z moimi rodzicami!
-Do twojej matki nic nie mam.
Już do niej dotarło to, co
dokładnie brunet chciał jej powiedzieć.
-Nie. Obwiniaj. Mojego. Tatę. O.
Śmierć. Mojej. Amelie! – wysyczała. – To wszystko TYLKO i WYŁĄCZNIE TWOJA WINA!
-Ze mną się tak nie igra,
kochanieńka… - W jego oczach zaistniał nowy błysk. Błysk, którego Nina
najbardziej się bała.
~*~
~~Powróćmy do
państwa Snape…~~
-Profesor Snape? – Harry
niedowierzał. – Co pan tu robi?
-Skosić ci dupę, Potter, a co
myślałeś?! Że na herbatkę wpadłem?! – warknął.
-Co ja znów zrobiłem? – spytał
jak małe dziecko.
-Kiepsko ci poszło wychowanie
syna – odparł z drwiną w głosie
-O co panu chodzi? – wtrąciła się
najmłodsza członkini Potterów.
-Lily idź do pokoju – poradziła
Jean, wyłaniając się z kuchni.
-Ale…
-Lepiej idź do pokoju.
-Chwila… - Zwróciła swój wzrok na
przybyłego. – Pan jest… Profesorem Severusem Snapem, tak?
Przytaknął.
-No to wiem, o co chodzi! –
zawołała.
-Lily do pokoju! – odezwała się
pani Potter.
-Mamo, ale…
-Nie dyskutuj! – Wskazała palcem
w górę.
-Czy może mi ktoś w końcu
powiedzieć, o co tutaj chodzi?! – zawołał zirytowany Harry.
-Nie czytałeś wczorajszego Proroka, Potter? – syknął Snape.
-Właśnie mi pan przerwał! Dopiero
tylko nagłówek mogłem przeczytać!
Opuścił lekko różdżkę, jednakże
nadal był wściekły na tego człowieka, który był ojcem chłopaka, który z kolei dopuścił
się do niewybaczalnego czynu.
-Przeczytaj – odezwała się
Zabiniówna, podając wujkowi gazetę.
Ten szybko przeszedł po tym
tekście, a gdy skończył był blady i miał oczy szeroko otwarte.
Severusowi nie chodziło mu
konkretnie o jego syna, ale o własną córkę.
-Przecież… James nie żyje.
Myślałem, że Kaja Snape także… To musi być nieporozumienie! – zawołał
zielonooki.
-Prasa tym razem nie kłamie.
Widziałem to na własne oczy – wysyczał, a w jego barwie głosu było tyle jadu,
że aż dreszcze po plecach przechodziły.
~~Zapraszam
ponownie do mieszkania Snape’ów~~
-ZOSTAW MNIE W KOŃCU W SPOKOJU!!
– zawołała zrozpaczona, uciekając przed swoim byłym narzeczonym do łazienki.
Bała się go. Najbardziej na
świecie. To on wyrządził jej największą krzywdę, tak samo jak Amelii.
Chciała szybko zamknąć drzwi,
jednakże James zablokował wejście stopą i wtargnął do pomieszczenia, w którym
górowała biel. Złapał ją energicznie za ramię.
-Mówiłem, że ze mną się nie
zadziera.
-CZEGO W OGÓLE ODE MNIE CHCESZ?!
-Masz wobec mnie dług, panno
Snape.
-Nie mam żadnego długu! To ty go
masz! To ja w pewnym sensie dałam ci schronienie! Ty tylko mnie wykorzystałeś!
-10 punktów dla Gryffindoru, za
spostrzegalność panny Kai Gabrielle Snape – prychnął.
Chciała powiedzieć, że nie nosi już
tego imienia, jednakże postanowiła tego nie drążyć.
Po chwili wpił się brutalnie w
usta szatynki. Wyszarpywała się z jego ścisku. Z wszystkich swoich sił.
Niestety… na marne. James był umięśnionym i silnym mężczyzną, a ona? Ile by
dała, by mieć przy sobie różdżkę? Upuściła ją gdzieś w salonie, podczas gdy
uciekała. Czarodziej bez różdżki nie jest czarodziejem – jak to mawiali jej
rodzice.
Kiedy odczepił swoje usta od jej,
miała zamiar go boleśnie skrzywdzić, jednakże nie miała takiej szansy. Nim
zdążyła otworzyć usta, usłyszała szept bruneta przy swoim uchu.
-Wiesz, że musisz być tylko moja.
Chciała go odepchnąć, uderzyć,
kopnąć… Przypomniała sobie historię Jean Narcyzy Zabini, która opowiadała jej
właśnie dzień przed bitwą, gdy się tutaj na jeden dzień ukryła, co takiego ją
spotkało. Teraz wie, co takiego musiała wtedy czuć dziewczyna.
Wszystkie jej starania nie doszły
do skutku. Wiedziała, co takiego Potter chciał z nią zrobić. Nie chciała do
tego dopuścić, jednakże co miała tutaj do gadania? Nie miała bladego pojęcia,
jak go wywalić z mieszkania. Bardzo pragnęła tego, by ktoś ze Snape’ów wrócił
do domu i ją uwolnił od tego napaleńca.
~~No i wróćmy ponownie do państwa Snape~~
W mieszkaniu państwa Potter,
rozległa się dość ostra awantura pomiędzy Harrym, a Severusem. Jean musiała
wracać już do domu.
-Severus… - odezwała się Tośka,
jednakże widocznie nie słyszał tego. – SEVERUS! – zawołała.
Spojrzał na nią.
-Musimy wracać do mieszkania –
oznajmiła, a głos miała załamany.
-Co się dzieje? – Podszedł do niej.
Bał się, że chodzi o nienarodzonego Alana.
-Kaja… Znaczy Nina… Trzeba szybko
dotrzeć do domu! – przeraziła się. Snape odetchnął lekko z ulgą, jednakże nie
do końca. – Ona jest w tarapatach. Czuję to.
-W jakich znów tarapatach?! –
warknął.
-Nie mam pojęcia, ale coś się tam
dzieje!
Po chwili deportowali się. Szybko
uzgodnili, że Potterowie wybiorą się razem z nimi.
~*~
-Gdzie ona może być? – szepnęła
do siebie Tośka, gdy przekroczyli próg domu. Szatynka spostrzegła w salonie
zielonkawą bluzkę córki. Zaczęli przeszukiwać dolne pomieszczenia, kiedy nagle
usłyszeli krzyk.
-ZOSTAW MNIE! NIE MASZ PRAWA…!
Severus puścił się biegiem ku
górze. Za nim biegła Toś. Gdy usłyszeli kolejne błagalne wołanie, dowiedzieli
się, iż wrzaski dochodzą z łazienki. Wleciał do pokoju i wyciągnął energicznie
różdżkę.
-Drętwota! – zawołał.
Jamesa od razu odrzuciło od
przerażonej dziewczyny. Ukryła się w kącie patrząc z przerażeniem na
wchodzących rodziców. Snape’owa wyprzedziła małżonka w drzwiach i podbiegła do
córki, którą mocno do siebie przytuliła.
-Uspokój się, Kaj… - uciszała
ją.
-Chciał mnie zgwałcić… -
wydyszała. – Nie udało mu się tylko ściągnąć mi maj... maj… maj… - Zadławiła
się powietrzem. Wydała cichy szloch.
-Oddychaj spokojnie. Uspokój się.
Już tutaj jestem.
Młoda kobieta patrzyła zszokowana
na to, co było za plecami jej matki. Harry i Ginny próbowali oddzielić
wściekłych mężczyzn. Dlaczego się to wszystko dzieje? Dlaczego nie mogą żyć w
spokoju? Dlaczego była taka nieostrożna w Hogsmeade, kiedy znalazł ją właśnie Sev?
-Załóż to – odezwała się ponownie
ciężarna i nałożyła córce fioletowy szlafrok. Dziewczyna złapała za brzegi
ubrania i owinęła się.
-Mamo, ja… ja…
-Nic nie mów. Uspokój swój
oddech. Wszystko będzie dobrze. Nie jest to kłamstwem. Jestem tego pewna. Chodź.
Zejdziemy do salonu…
-Nie! – zaprotestowała. – Tam się
to zaczęło… Chciałam się od niego oderwać, a on mi energicznie rozerwał bluzkę…
Udało mi się tutaj uciec, jednakże nie odpuścił. – Rozpłakała się na dobre.
-Nie będziesz przecież tutaj
ciągle siedziała!
Uniosła na matkę wzrok.
Przytaknęła lekko głową. Wstały z miejsca i szybko ruszyły do pokoju młodej
dziewczyny i Domi. Usiadły na łóżku, a po chwili widziały, jak kompletnie
wyprowadzony z równowagi Severus, wygania Potterów z swojego mieszkania. Przez kilka
minut siedziały w ciszy. Wrócił mężczyzna. Przysiadł się po drugiej stronie
córki.
-Dlaczego wpuściłaś Pottera?
I Nina opowiedziała to, jak James
wtargnął do mieszkania i chciał do niej wrócić. Potem doszła do momentu, o
którym ciężko było jej mówić – próbie gwałtu.
~*~
Dziewczyna siedziała sama w pokoju.
By odtrącić wszelkie wspomnienia i myśli tego, co się działo dzisiaj, zaczęła
czytać książkę.
Nagle usłyszała jakiś dźwięk.
Odłożyła książkę i ostrożnie
podeszła do okna. Spostrzegła przed furtką jakiegoś mężczyznę. Przełknęła
głośno ślinę.
-James… - szepnęła. – To James!
Chciała się gdzieś ukryć. Tylko…
-O nie… Nie pozwolę… Zapłaci za
wszystko… - szepnęła przymrużając gniewnie oczy.
Wzięła szybko różdżkę go ręki,
skierowała nią w pilot od telewizora. Wypowiedziała zaklęcie, a urządzenie
zamieniło się w pewną broń. Schowała różdżkę, wzięła przetransmuowany przedmiot
i ruszyła na dół. Miała szczęście, że w salonie nie było ani Tośki, ani
Severusa. Wybiegła na dwór. W wnętrzu łomotało jej serce jak oszalałe. Ogarnął
ją strach, jednak tego nie okazywała.
-Pożałujesz wszystkiego! –
krzyknęła.
Ruszyła biegiem do przybyłego. Była
już kilka metrów od niego, gdy usłyszała jego głos.
-Kaja! Odłóż tę siekierę!
Zatrzymała się. To nie był ten głos.
To był głos, który znała jeszcze z dzieciństwa. Głos, który od lat nie
słyszała.
-Nikodem? – niedowierzała. - Co ty
tu robisz? – Opuściła rękę, w której trzymała siekierę. Stała przed swoim
najlepszym przyjacielem jeszcze z czasów dzieciństwa. Zmienił się. Nie widziała
go, nie od pięciu lat, tylko od dwunastu! Urósł, że był od niej o pół głowę
wyższy, wyszczuplał… Jednak coś nie uległo zmian… Jego niebieskie oczy,
krótkie, brązowe włosy…
-Przyszedłem w odwiedziny – uśmiechnął
się delikatnie.
-Pamiętasz, gdzie mieszkam?
-Dlaczego nie miałbym pamiętać? –
Wzruszył lekko ramionami. – Kaja…
-Nina. – Spojrzała na niego
znacząco.
-Dlaczego zmieniłaś imię?
-Musiałam.
-To… Nina… Widziałem artykuł Proroka. – Popatrzył w jej oczy.
Przybliżył się do niej, jednak ona szybko się oddaliła na bezpieczną dla niej
odległość. – Jak się czujesz?
Wzruszyła ramionami.
-Nijak. Jaki cel ma twoja wizyta
tutaj?
-Po prostu przyszedłem sprawdzić, co
u ciebie. Martwię się o ciebie.
Przyjrzała mu się uważnie. Nadal nie
miała już do nikogo zaufania. Jednak w jego barwie głosu, wyczuła szczerość,
oraz troskę.
-W-Wejdziesz? – zająknęła się.
-Na pewno? – upewnił się.
Pokiwała głową.
-A twój…
-Spokojnie – przerwała mu. – Najwyżej
jakoś się przekradniemy.
Chciał ją objąć, ale sądząc po tym
całym artykule, oraz jej oddaleniem się od niego, gdy się do niej zbliżył,
odrzucił tę chęć. Szli tylko ramię w ramię.
Weszli do środka. Snape’owa
pokazała przyjacielowi palcem, by był cicho i wskazała na górę. Ruszyła za nim.
Przeszli do salonu, który dalej był pusty. Chłopak wszedł już na pierwszy
stopień, aż nagle usłyszeli odchrząknięcie. Przerażona dziewczyna odwróciła
głowę w stronę drzwi do kuchni i ujrzała swojego ojca, który miał skrzyżowane
ręce na piersi i patrzył podejrzliwie na córkę. Przyjaciel dziewczyny wiedział,
żeby nie wychodził na widok, więc stał w miejscu, w ukryciu.
-Kaja…
-Mam na imię Nina, tato. Zapamiętaj
to proszę.
-Po co ci ta siekiera?
Zesztywniała. Spojrzała na swoją
prawą dłoń, w której dalej trzymała broń. Kompletnie o niej zapomniała.
-Po co ci ta siekiera? – powtórzył
cierpliwie.
-To… to nie jest siekiera.
-Przecież nie jestem ślepy!
-Wiem, ale to jest… pilot do
telewizora. Po prostu użyłam transmutacji.
Wywrócił oczami.
-Co ty znów wyrabiasz?
-Ja… Em… - Spojrzała na schody i
wskazała kciukami w tamtym kierunku. – Idę do góry – uśmiechnęła się lekko.
-Panie Dalton! Niech pan zejdzie z
tych schodów! – zawołał Severus.
Nikodem przełknął ślinę, wziął
głęboki wdech i podszedł do szatynki, stając obok niej, jednak pamiętając o
odległości.
-Dobry wieczór, proszę pana –
przywitał się.
-Witam. – Zmierzył go wzrokiem, po
czym przeniósł spojrzenie na jedną z córek. – Miałaś w ogóle zamiar powiadomić
mnie, albo matkę o tym, że Nikodem przybył tutaj w odwiedziny?
-Ja… Nie. Nie miałam zamiaru –
odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Po prostu się obawiałam, że go wyrzucisz z
domu i… ten tego.
Wywrócił oczami.
-Idźcie.
Obydwoje spojrzeli na niego
zdziwieni.
-Na co jeszcze czekacie? Na
zaproszenie? - Zwrócił swój wzrok na szatyna. – Tylko nie przeginaj struny.
Skinął lekko głową i razem z
dziewczyną pobiegli na górę do pokoju jej i Domi.
-Kto tu był?
Z kuchni wyłoniła się Tośka i
stanęła obok małżonka.
-Pan Nikodem Dalton.
-Niko? – niedowierzała.
-Chyba powiedziałem. – Patrzył w
kierunku schodów. Pani Snape wiedziała o co chodzi.
-Nic jej złego nie zrobi. Jestem
tego pewna.
~*~
-Nina… Na serio: Ja się dalej
boję twojego ojca – odrzekł całkowicie poważnie.
Zaśmiała się.
-Nie masz czego się bać. Przecież
znasz go nie od dwóch dni. – Usiadła na łóżku. Wskazała chłopakowi krzesło przy
jej biurku. Usiadł na wskazane miejsce. – Jak ci się wiedzie? Masz rodzinę?
-Nie, nie mam rodziny.
-A dziewczyna?
-Jestem wolny – wzruszył ramionami.
– Dalej nie znalazłem odpowiedniej kobiety.
Westchnęła i spuściła głowę.
-Słuchaj… - zaczął. – Czy ty może
nadal… no wiesz…
-Nie, Niko. – Pokręciła głową. –
Uczucie te było dwanaście lat temu. Byliśmy mali, głupcami…
-Jednak nie zaprzeczyłaś, że możesz
do mnie nadal to czuć – zauważył trafnie.
-Proszę cię… Nie zaczynajmy tego
tematu.
-Nina. – Wstał i usiadł szybko koło
niej na łóżku i chwycił za dłoń. Przytrzymał jej rękę tak mocno, iż nie miała szans, na oderwanie od jego. –
Nawet jak przez tyle lat się nie widzieliśmy, nadal jesteś dla mnie ważna.
Ważniejsza niż myślisz. Należy mi na tobie. Ja cię ko…
-Nie. – Wyślizgnęła się z jego
ścisku, w taki sposób, że jednak jej się to udało i poderwała się z wyrka. –
Nie kończ. Błagam.
-Dlaczego? Bo boisz się, co będzie
dalej?
-Boję się przyszłości.
-Posłuchaj… - Stanął obok niej i
ostrożnie położył swoje dłonie na jej ramionach. Miał nadzieję, że się od niego
nie oddali, co się na jego szczęście stało. – Musisz iść dalej. Nie możesz
patrzeć wstecz. Nie możesz ciągle być w myślach więzieniem Pottera. Nie wszyscy
są tacy jak on. Ja jestem inny. Możesz mi zaufać.
-Nikodem! – Oddaliła się i stanęła
przy oknie. – Ja sobie samej nie ufam, więc jak mam zaufać tobie?! Ja nawet nie
ufam siostrom i rodzicom! Jak widziałam cię przez te okno, to sądziłam, iż to
Potter, dlatego wzięłam ze sobą broń i…
-Uspokój się już! – przerwał jej i
energicznie ją do siebie przytulił.
Chciała go od siebie oderwać.
Chciała go wyprosić z domu. Chciała, by zostawił ją w spokoju. Chciała, by nikt
już jej nie zranił.
Jednak…
W głębi serca, była szczęśliwa z
tego, że ją do siebie przytulił. Że jest szczery. Że jest troskliwy. Że jest
obok niej.
Ale…
No właśnie. Zawsze jest te „ale”…
Nie ufała.
Jednak gdy przypomniały jej się
dziecięce lata, jak ją pocieszał, jak ją zaprowadził do domu, gdy skręciła
kostkę, jak pobił się z chłopakami w jej obronie…
Odwzajemniła uścisk.
-Dziękuję i przepraszam.
-Za co dziękujesz?
-Że tutaj jesteś.
-A przepraszasz?
-Że cię oszukałam.
~***~
Rok
później…
-Wszystko już w porządku?
Nina uśmiechnęła się do przyjaciela.
Wróć! Swojego ukochanego. Minęło bardzo dużo czasu, by nabrała zaufania do
rodziny, siebie, a najważniejsze – do niego.
Kochała go. Kochała go takiego, jaki
jest. Jego charakter. Jego zaangażowanie w pomoc. Także pokochała swojego
małego braciszka, Alana. Był taki słodki… Taki maleńki… Cieszyła się, widząc
szczęśliwych rodziców, którzy opiekowali się chłopczykiem.
Wracając jednak do Niny i Nikodema…
Kiedy byli jeszcze bardzo młodzi,
była w nim zakochana. Albo najwyżej na początku było to tylko zauroczenie,
jednakże ciągle to do niego czuła. Zorientowała się, że to z Jamesem, to było
TYLKO zmniejszenie tęsknoty za jej najlepszym przyjacielem z dzieciństwa.
Nie byli wprawdzie parą, jednakże to
nie wykluczało tego uczucia. Widziała, iż zależy mu na niej. Że nie jest dla
niego tylko najlepszą przyjaciółką od serca.
-Tak. Dziękuję. Nienawidzę mieć
skręconej kostki – zaśmiała się.
-Trzeci raz, na pewno się to nie
stanie – uśmiechnął się, siadając na skraju łóżka przyjaciółki.
-A skąd wiesz? Nigdy nic nie wiadomo
– roześmiała się głośniej.
-Właśnie… Nina… Chciałbym poruszyć
jeden temat…
-Jaki…? – zapytała niepewnie.
-Czy… Czy ty… chciałabyś… - jąkał
się.
-Wyduś to w końcu z siebie! –
zawołała lekko rozbawiona.
-Ja…
Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia,
pocałował ją w usta. Miała takie… ciepłe, delikatnie, miękkie… Po chwili oddała
pocałunek. Chwilę później, odczepili swoje wargi.
-Nina… - zaczął.
-Kocham cię, Nikodemie – odparła na
jednym wydechu.
Posłał jej uśmiech. Obydwoje byli
szczęśliwi. Cieszyli się tym, że są obok siebie. Obok siebie, by być razem. By
obdarowywać się miłością.
-Ja ciebie też kocham, Nina.
O ja :D ale długi początek :D ale już to czytałam chyba kiedyś, nie? :* hahahah <3 pozdrawiam! Z.:*
OdpowiedzUsuń